fbpx

Wiślany feeder na szuranego

Strona główna > Blog > Aktualności > Relacje znad wody > Wiślany feeder na szuranego

Ostatniego czasu wkręciłem się w feeder na dużej rzece. Mam pod nosem tą największą w kraju, więc żal byłoby nie spróbować.

Za dużo czasu do tej pory na Wiśle nie spędziłem, więc moją feederową przygodę można powiedzieć zaczynam od przysłowiowego zera. Czas na nową wędkarską naukę!

Mój wędkarski poligon

Najłatwiej zdobywa się się doświadczenie tam, gdzie jest dużo ryb. Na mój poligon doświadczalny wybrałem opaskę. Miejsce trudne technicznie ze względu na zaczepy, lecz bardzo rybne. Na szczęście udało mi się znaleźć kawałek wody, gdzie kamieni było mniej, a dno to dosłownie stołówka dla ryb w postaci sporej ilość racicznicy. Idealnie…

Marzyły mi się brunatno-złote

Podobno w dużej rzece można łatwiej, niż gdzie indziej złowić sporego leszcza. Wiślane łopaty są dużo cięższe przy tej samej długości niż te żyjące w jeziorach, a i ich siła jest nie porównywalnie większa od ryb jeziorowych. Wiedziałem, że na całej długości opaski pojawiają się piękne leszcze i nie raz padały łupem tutejszych wędkarzy. Postanowiłem i ja spróbować złowić coś konkretnego, co wypełni w całości obiektyw mojego aparatu. Marzyły mi się „bremesy”, więc swoją mieszankę zanętową ukierunkowałem właśnie pod ten gatunek (leszcz).

Proste i przemyślane nęcenie

Leszcze pobierają dużą ilość i chętnie wchodzą w zanętę, więc przygotowałem sporo “żarełka”, które składało się z zanęty firmy Genlog oraz gliny plus dodatki. Nęcenie powinno być dopasowane do sposobu łowienia, więc moim zamiarem było skomponowanie mieszanki ciężkiej i spoistej, aby nie zabierał jej nurt.

Do wiaderka wsypałem zanętę bazową Genlog XXL dedykowaną do feedera i tyle samo zanęty z serii XXL na leszcza. Do całości dorzuciłem trochę drobnych płatków owsianych, aby nieco dokleić mieszankę. Po wymieszaniu na sucho wszystkich trzech części składowej mojej zanęty, do wiaderka wlałem sporą ilość wody z rozcieńczoną kopro-melasą i zanętę dość mocno przemoczyłem. W osobnym pojemniku atomizerem dowilżyłem glinę rzeczną, aby po połączeniu z zanętą nie wyciągała z niej wody i tym samym zmieniła cały stopień nawilżenia mieszanki. Zanętę oraz glinę przetarłem przez sito i połączyłem je razem ponownie całość przecierając. Uważam, że na rzeki sito o oczkach 4 mm jest optymalne, więc wszystkie czynności przecierania wykonałem właśnie z jego pomocą.

Zanęta gotowa. Pozostało tylko dorzucić odrobinę kolorowego chlebka belgijskiego, nie za dużo topionych robaków i garść kukurydzy. Można łowić!

Dopasować się do ryb

Nieważne czy woda jest stojąca, czy też płynąca trzeba próbować jak najprostszych rozwiązań – przede wszystkim takich, na jakie pozwala łowisko. Mam jedną zasadę, która mówi: Dopasować się do ryb, a nie próbować ryb dopasować do siebie! Naprawdę polecam takie podejście do wędkowania. W niektórych łowiskach (zwłaszcza tam, gdzie woda płynie) wygodniej jest puścić zestaw „na pastwę losu” i dać mu wędrować tam, gdzie niesie go nurt i zatrzymać się tam, gdzie pozwoli mu na to rzeka. Jeżeli uda nam się znaleźć miejsce, gdzie możemy „popływać” zestawami po dnie warto spróbować techniki „na szuranego”, lecz należy pamiętać, że gruntową „przepływankę” stosujemy tylko wtedy, gdy ryby są aktywne i chętnie współpracują. Trzeba więc nie tylko obserwować ruch wody, ale także aktywność ryb, którą najczęściej zweryfikuje pierwszy kwadrans łowienia. Jeżeli w tym czasie uda nam się złowić rybę (bez względu na wielkość) to znak, że są one aktywne. Wówczas warto „popływać” koszykiem. W sytuacji odwrotnej, czyli braku brań zestaw umieszczamy na tzw. stopa, o którym możecie przeczytać w artykule Szymona Ciacha.

Podsumowując, staramy się dopasować do ryb i ich aktywności, wody (uciągu) i pamiętajmy, aby zaprezentować przynętę jak najbardziej naturalnie. Technikę na szuranego bądź na stopa dobieramy względem aktywności ryb i uciągu rzeki (tempo spływania zestawu, itp.).

Wakacyjny czas szurania

Dzisiejszego dnia Wisła pozwoliła mi na łowienia na szuranego. Po szybkim sprawdzeniu aktywności ryb, postanowiłem rozpocząć obławianie mojej opaski na 20. metrze. Dopasowałem koszyk do uciągu, który był niemały. Koszyczek 80-gramowy delikatnie spływał w dół rzeki i po chwili zatrzymywał się w niewielkim zagłębieniu. Podawałem zanętę bardzo aktywnie przerzucając zestaw co 2-3 minuty. Pierwsze ryby, żarłoczne krąpie (długości około 30 cm) brały ekspresowo i z reguły mój zestaw nie zdążył się zatrzymać, ale dołek był mi potrzebny: to świetne miejsce do zatrzymywania zanęty. Mój sposób prowadzenia zestawy nie był niczym nadzwyczajnym. Można powiedzieć, że królowa rzek sama prowadziła przynętę tam, gdzie były ryby. Wystarczyło tylko dopasować się do miejsca, dobrać odpowiedni zestaw, zanętę oraz… długość przyponu, który mierzył 120-150 centymetrów. Dzięki tak znaczącej długości pozwoliłem przynęcie zachować się bardzo naturalnie, co z pewnością nie wzbudzało podejrzeń wśród naszych podwodnych przyjaciół. Wydawać by mogło się, że tak długi odcinek przyponu jest niepotrzebny, lecz zastanówmy się: jeżeli koszyk 80-gramowy spływa z nurtem, to o ile szybciej i dalej spłynie dużo lżejsza zanęta? W mojej opinii należy „gonić” spływającą zanętę tak, aby hak z przynętą był zawsze w zanęcie.

Udana wyprawa

Ten dzień był dla mnie wyjątkowo pracowity. Feeder nie jest dla leniuchów i można nieźle się zmęczyć, aby wyprawę zaliczyć do udanych. Z wędkowania jestem bardzo zadowolony. Udało się złowić kilka fajnych leszczy, sporych krąpi oraz przetestować zanęty Genlog z serii XXL, które dały mi dużo radości ze złowionych ryb. Wrócę tam po większe… Oczywiście z XXL. 😃

Pozdrawiam serdecznie i życzę sukcesów nad wodą!

Patryk Gadomski

Facebook
YouTube
Instagram