fbpx

Lin to bardzo trudny i wyrafinowany „przeciwnik”. Nie od dziś wiadomo, że należy do najpiękniejszych gatunków ryb spokojnego żeru zamieszkujących nasze rodzime wody.

Oliwko-złoty król podwodnych łąk to bardzo ostrożna i silna ryba. Długo walczy na wędce nie poddając się, a kiedy już trafi do podbieraka daje mnóstwo radości wędkarzowi. Ile to razy słyszeliście ”sensacyjne” wieści znad wody, że ktoś złowił lina? I to wcale nie musiał być to osobnik niebywałych rozmiarów, by wszyscy o nim mówili. Ta ryba ma w sobie to „coś”!

Zapragnąłem pewnego dnia udać się na wyprawę i podjąć próbę złowienia choć jednego z tych oliwkowo-złotych „cwaniaków” i przy okazji napisać dla Was artykuł będący nie tylko relacją z wyprawy, ale także zbiorem wiadomości i ciekawostek o linach.

Kilka słów o ichtiologii dla wędkarzy

Pomimo, że w naszym kraju populacja lina jest niemała (dotyczy to głównie wód stojących), to jednak łowimy tę rybę stosunkowo rzadko. Jest to jedna z najtrudniejszych ryb do złowienia, a w mniemaniu wielu wędkarzy – najtrudniejsza. Osobiście nie znam wędkarza, który jest ekspertem w łowieniu tylko i wyłącznie Tinca Tinca (jak łowcy: karpi, leszczy, szczupaków) i wydaje mi się, że takim ekspertem nikt nigdy nie będzie!

Lin (Tinca tinca) to ryba płochliwa, przebiegła i z tysiącem tajemnic czy zagadek, których nie sposób rozwiązać. Lin głównie żyje w płytkich jeziorach, stawach, a nawet leśnych bagnach czy starorzeczach zarośniętych bujną roślinnością zanurzoną jak i wynurzoną. Liny uwielbiają wieść swoje życie pod liśćmi grążeli. Z pozoru niewielkie akweny bardzo często są świetnymi łowiskami.

Jeśli chodzi o wody stojące gatunek ten najlepiej odnajduje się w miejscach o podłożu mulistym o niewielkiej przezroczystości i głębokości, nawet od kilku centymetrów do 4 metrów. Nie oznacza to, że nie złowimy lina na otwartej wodzie czy w rzece, jednakże skupmy się głównie na najbardziej popularnych miejscach występowania, a zdecydowanie są to zbiorniki płytkie, muliste i porośnięte wszelaką roślinnością zaliczane do wód stojących (również tzw. wody komercyjne).

Głównym pokarmem linów są drobne ślimaki i małże oraz larwy owadów ochotkowatych. Warto zwrócić uwagę na temperaturę wody, która jest kluczowa w wytypowaniu najlepszego okresu żerowania linów, a co za tym idzie najlepszych połowów. Na podstawie różnych źródeł można wywnioskować, że najbardziej korzystna temperatura dla lina oscyluje w granicach 15-20 stopni, czyli okres przed tarłowy jak i po tarłowy. Warto zakupić sobie niewielki termometr i mierzyć powierzchniową temperaturę wody.

Nie można wytypować najlepszych miesięcy żerowania żadnego gatunku, ponieważ całe „życie” jezior jest zapisane na skali termometru, a ta z każdym rokiem może być inna w danym miesiącu. Do czego zmierzam? Pewnie nie raz czytaliście, że maj jest miesiącem lina. Z całą odpowiedzialnością napiszę Wam, że nie maj tylko już wspomniana temperatura wody w zakresie od 15 do 20 stopni; a ta może osiągnąć tę wartość już w końcu marca, w kwietniu lub pod koniec czerwca. Warto poeksperymentować z termometrem. 😉

Wracając do ważniejszych informacji przydatnych dla wędkarza warto przypomnieć, że liny posiadają na wodach PZW wymiar ochronny, który wynosi do 25 centymetrów. Warto wypuszczać złowione ryby, ponieważ Tinca tinca rośnie stosunkowo wolno. W wieku 3-6 lat osiąga masę od 0,3 do 1,5 kg w zależności od rodzaju i żyzności akwenu. Stosując zasadę „złów i wypuść” znacząco przyczyniamy się do wzrostu populacji lina, który może odbyć tarło zachowując naturalną równowagę w ekosystemie wodnym. Natura sama sobie poradzi, wystarczy jej nie przeszkadzać! Warto przypomnieć sobie to ostatnie zdanie nim zaczniemy narzekać na brak zarybień ze strony gospodarza wody.

Wiemy już kilka ważniejszych informacji i ciekawostek o naszych bohaterach, więc przejdźmy do tytułowej wyprawy na lina.

Linowa zasiadka

Kilka lat temu poznałem ciekawe łowisko w województwie pomorskim. Jest to woda prywatna i świetnie prowadzona przez właściciela. Do tej pory łowiłem tam głównie karpie, amury oraz jesiotry. Częstym przyłowem były liny. Tym razem, postanowiłem wybrać się z zamiarem wyselekcjonowania dawnych „przyłowów”. Udałem się na wędkarską przygodę razem z moim dobrym kolegą Sebastianem, który również miał w planach połowić „oliwkowo-złote”. Akwen, na którym wędkowaliśmy to torfowisko z zapadającą się wyspą na samym środku. Dodam, że to wyspa porośnięta drzewami. To oznacza jedno… Problemy? Tak, ale i również dobre wyniki. „Gdzie patyki, tam wyniki” – pamiętacie to porzekadło?

Z ogromnym entuzjazmem wyruszyliśmy na ryby skoro świt.

Wanna z rybami?

Wielu wędkarzy uważa, że łowisko komercyjne to „proste” zbiorniki, gdzie wystarczy zarzucić i holować piękne ryby. Nic jednak nie przemawia do głowy tak, jak schodzenie z „łatwej” wody o kiju. My nie raz zaliczyliśmy tzw. gondolę, więc pomimo że łowisko jest rybne i dobrze zagospodarowane, to nigdy nie wiemy czego się spodziewać. Liczyliśmy na dobry połów linów, więc metodę i technikę łowienia, zanętę oraz przynęty dobraliśmy sobie tak, aby dopasować się do gustu przebiegłych linów.

Dodarliśmy na miejsce i po szybkim rozpakowaniu na naszych półkach bocznych pojawiły się podstawowe mieszanki zanętowe oraz przynęty. Szok! Tylko trzy rzeczy? Tak, przede wszystkim prostota!

Komercyjna taktyka

Postanowiliśmy (z Sebastianem) łowić na te same zanętę i przynętę. Taktyka łowienia była również taka sam, lecz o niej za chwilę. Zajmijmy się tym, czym nęciliśmy i na co łowiliśmy.

Wyprawy na liny to świetna okazja na przetestowanie skuteczności gotowej zanęty z Genloga o zapachu Marcepanu. Dla każdego z nas przygotowaliśmy po paczce ReadyGo Marcepan oraz po paczce kukurydzy naturalnej Seeds Cooked, również ze stajni Genloga. Naszym planem było łowienie na popularny method feeder i strzelanie w nęcone miejsce ziarnami kukurydzy, która również służyła nam jako przynęta na włosie.

Podsumowując, po każdym rzucie podajnikiem strzelaliśmy z procy niewielką porcję ziaren. To nasza najczęstsza taktyka na komercje łowienie na bliskim dystansie.

ReadyGo – kilka słów

Użyte zanęty to gotowe mieszanki bez konieczności ingerencji w ich przygotowanie. Zanęty są optymalnie przygotowane pod kątem nawilżenia z uwzględnieniem specyfiki łowisk oraz gatunków ryb. Wzbogacone są olejkami eterycznymi i powstały na bazie surowców podanych procesowi ekspandacji (ekspandowanie polega na użyciu pary, temperatury i wysokiego ciśnienia tak, aby zwiększyć objętość ziarna, „rozerwać” strukturę ziarna, tym samym zmiękczyć i wydobyć odżywcze substancje – taka obróbka sprzyja poprawie trawienia przez ryby oraz takie ziarno staje się atrakcyjnym pokarmem dla ryb).

Przebieg wędkowania

Na naszą linową wyprawę poświęciliśmy 7 godzin. Od przyjazdu nad wodę nie dopisywała nam pogoda. Padająca mżawka skutecznie utrudniała nam wędkowanie, a same ryby niezbyt ochoczo z nami współpracowały.

Pierwszego lina złowił Sebastian po około dwugodzinnej walce o choćby pojedyncze wskazanie na szczytówce. Na szczęście, w drugiej połowie wędkowania mżawka odpuściła, wiatr ustał a zza chmur nieśmiało pojawiało się słońce. Wraz z pierwszymi ciepłymi promieniami moja szczytówka delikatnie się przygięła… Po sekundzie ryba zabrała wędkę z podpórki! Na szczęście, w ostatniej chwili chwyciłem dolnik i rozpocząłem hol. Po kilku minutach na macie wylądował kilogramowy lin. Trzeba przyznać, że to bardzo silny osobnik.

Na kolejną rybę nie trzeba było długo czekać. Tym razem „niechciany” karp zasmakował marcepanu – piękny widok tj. kolega obok z wygiętym wędziskiem ucieszył mnie, choć pomyślałem, że z linami koniec i będziemy teraz odławiać karpie; a przecież nie po nie tu przyjechaliśmy.

Kolejne branie po dłuższej przerwie również u Seby. Tym razem na szczęście lin. Kiedy słońce na niebie zagościło już na dobre w naszym polu nęcenia zaczęły pojawiać się drobne bąbelki, charakterystyczne podczas żerowania linów. Zaczęliśmy prawie że na przemian holować ryby. Były to nasze cele taktyczne, po które przecież przyjechaliśmy. Podczas naszej wyprawy złowiliśmy kilka linów. Nie były to ryby duże, lecz dały nam mnóstw frajdy, zabawy. Jesteśmy bardzo zadowoleni, że udało nam się zrealizować plany. Pomimo, że ryby były w granicach 30-40 centymetrów, to jesteśmy bardzo zadowoleni!

Opinia o użytych produktach

Jesteśmy zadowoleni z kultury pracy użytej zanęty. Podczas siedmiu godzin wędkowania zużyliśmy po niecałym kilogramie zanęty ReadyGo Marcepan oraz po paczce kukurydzy naturalnej Cooked Seeds, dodam przy dość intensywnym przerzucaniu zestawu oraz strzelaniu ziarnami. Kolejne rzuty i strzały wykonywaliśmy po około 10-12 minutach bez brania, lub częściej – kiedy pojawiało się branie.

Mieszanka jest odpowiednio nawilżona i świetnie pracuje w podajniku nie tworząc tzw. kluchy, która nie uwalnia się z podajników typu method feeder. Nie mieliśmy żadnych problemów z użytą mieszanką zanętową i chętnie sprawdzimy skuteczność ReadyGo na innych wodach.

Jeśli chodzi o ziarna w próżniowym opakowaniu, to spełniają w stu procentach nasze oczekiwania. Opakowanie 1000 ml jest wydajne, a do zawartości nie można mieć zastrzeżeń. Ziarna są odpowiednio przygotowane, a ich miękkość jest optymalna do zakładania na włos lub bezpośrednio na hak. Kukurydza oraz gotowa mieszanka wywarła na nas pozytywne wrażenie i z pewnością nie raz sięgniemy po ReadyGo i gotowe ziarna z firmy Genlog.

Mam nadzieję, że choć troszkę rozbudziłem w Was chęć wyprawy po oliwkowo-złote ryby. Mam nadzieję, że wykorzystacie zawarte w tym artykule wskazówki oraz informacje na Waszych łowiskach.

Powodzenia!

Patryk Gadomski

Facebook
YouTube
Instagram